poniedziałek, 14 lipca 2014

Paradoksy służby zdrowia, czyli jak nie pozwolić zepsuć kolana!

          Jedną z pierwszych myśli, które pojawiają się tuż po urazie kolana jest udanie się do najbliższego szpitala, gdzie zespół lekarzy fachowo zajmie się naszym kolanem. Jakże złudne to wyobrażenia... Niestety, gdy udamy się do szpitala i dzielnie poczekamy kilka godzin, po których zasiądziemy przed dyżurującym właśnie lekarzem, a podkreślić trzeba, jak mała jest szansa na to, że będzie to ortopeda! Równie dobrze może to być okulista, pediatra, czy inny zupełnie nie znający się na naszym biednym kolanie lekarz, który nie będzie potrafił stwierdzić, mamy zerwane więzadła (ACL). Jednak dzielny pan doktor nie da po sobie poznać, że nie ma pojęcia o urazach stawów i zapewne wyśle nas na prześwietlenie. Udajemy się więc na drugi koniec szpitala w celu odczekania w kolejce do wykonania rentgenu. Kiedy przyjdzie nasza kolei zadowoleni wykonujemy prześwietlenie. Jednakże już wkrótce dowiemy się, że na wyrobienie i opisanie zdjęcia RTG przyjdzie nam czekać kolejne godziny...

          Czas w szpitalu zdaje się płynąć wolniej, a personel medyczny jakby starał się
dostosować tempo swojej pracy do owego złudzenia. Na korytarzach pełno zmęczonych, schorowanych ludzi, cierpiących na rozmaite choroby. Z niektórymi z nich nawiązujemy nawet miłe pogawędki, gdyż wspólnie spędzamy cały dzień w tych samych kolejkach. Jakże wielkie będzie nasze zdziwienie, gdy odbierając gotowe zdjęcie RTG na dołączonym do niego opisie przeczytamy, że... nic nie wiadomo! Bo i skąd! Przecież na prześwietleniu widać jedynie kości, żaden lekarz nie jest więc w stanie wyczytać z takiego zdjęcia, czy z naszymi więzadłami i łękotkami jest wszystko w porządku. Oczywiście opinie te musi potwierdzić lekarz, który na owe zdjęcie nas wysłał, więc w tym celu znów udajemy się do kilkugodzinnej kolejki.

          Po odczekaniu swojego wchodzimy wreszcie do gabinetu, gdzie pan doktor stwierdzi, że nie jest w stanie niczego stwierdzić i w tym celu, uwaga: zakłada nam szynę bądź gips na całą długość nogi!!! Od samego tyłka aż do pięty! Przypominam, że kolano po urazie jest opuchnięte i obolałe, występuje więc problemu z wyprostowaniem go. Jednak osobie zakładającej nam gips nie ma to znaczenia. Targa naszą nogą, próbuje mimo naszych okrzyków jak najbardziej ją wyprostować tak, aby gips założony był na prawie całkowicie wyprostowaną kończynę. Dostajemy zalecenie, aby przyjść za dwa tygodnie do kontroli do ortopedy (wreszcie fachowca!). Przez dwa tygodnie nakazują nam trzymać nogę w gipsie. Dostajemy skierowanie i puszczają nas wolno. Uważny czytelnik może zadać pytanie: dlaczego musimy czekać dwa tygodnie? Otóż odpowiedź jest prosta - tyle średnio w Polsce czeka się na wizytę u ortopedy, a że w tym czasie dopadnie nas zanik wszystkich mięśni, których dobry stan okaże się później niezbędny do powrotu do zdrowia (czworogłowy uda, dwugłowy uda, łydka), nikogo nie obchodzi. Zapytasz zatem, co robić? Moja odpowiedź brzmi: wizyta prywatna u dobrego specjalisty! Od razu w dzień urazu, ewentualnie kilka dni po urazie. Koszt takiej wizyty może nie jest mały, waha się pomiędzy 100 zł a 300 zł jednak są to bardzo dobrze wydane pieniądze! Paradoksalnie wydane teraz pozwolą Ci zaoszczędzić mnóstwo czasu, zdrowia i... pieniędzy w przyszłości.

takiekolano.blogspot.com

3 komentarze:

  1. a jak było u was? Czy mieliście więcej szczęścia i trafiliście od razu na porządnych fachowców?

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie było podobnie.5 godzin siedzenia w szpitalu.Zginanie i prostowanie na siłę gdzie poczułam dodatkowe gruchniecie w stawię. Diagnoza podwichanie łąkotki. Rentgen i odesłanie do domu a w wypisie -zgłosić się do lekarza rodzinnego i poradni ortopedycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że mimo wszystko z kolanem jest już dobrze!

      Usuń