sobota, 23 sierpnia 2014

kontuzja mojego kolana, cz. IV - "skandaliczne zakładanie gipsu"

       Obiecany wcześniej (poprzednia część tutaj) bardzo dokładny opis zakładania gipsu na moje biedne kolano. Pan zakładający mi owy gips był przy tym mówiąc kulturalnie - niesamowicie niedelikatny. Leżałem na plecach i czekałem chwile, sam przy tym nie rozumiejąc, czemu oczekiwałem jak na ścięcie. Dziwna intuicja okazała się nieomylna. Zaczęło się... Istna tragedia! Byłem tak szarpany na wszystkie strony, że leżąc na łóżku o mało z niego nie spadłem, a nieuprzejmy pan starał się wyprostować moje kolano, wciskając je ciężarem...
swojego ciała w łóżko!!! Należy tutaj wspomnieć, że jedyna pozycja stawu kolanowego, nie sprawiająca mi bólu, to zgięcie go na mniej więcej 25 stopni. Przyjęcie innego kąta chociaż na chwilę sprawiało mi wiele bólu. Oczywiste wydaje się więc, że w takiej pozycji to kolano utrzymywałem, nawet nieświadomie. Myślałem, że tak też zostanie "zapakowane" w gips, skoro jego jedyną funkcją było czasowe uchronienie stawu przed niekontrolowanym poruszaniem i nadwyrężaniem. Jednak pan uparł się, że kolano musi być wyprostowane. Mimo mojego bólu i odczuwanych przeze mnie wyraźnych trzasków w kolanie, oczywiście wywołanych uporczywym uciskaniem go łapą z góry przez rosłego faceta, dopiął on swego i całkowicie je wyprostował. Być może faktycznie było to konieczne, jednak jestem pewny, że sposób, w jaki zostało ono wyprostowane, doprowadził do wielu mikrouszkodzeń. Dostałem skierowanie do lekarza ortopedy (to on od razu powinien się mną zająć) oraz wiadomość, że na wizytę u niego muszę czekać co najmniej dwa tygodnie!!! Z czasem okazało się, że brak wolnych terminów u ortopedy to jedyny powód, dla którego na moją nogę został założony gips... Do ochrony i usztywnienia kontuzjowanego kolana zdecydowanie lepsze od gipsu są ortezy kolanowe.

       Zapytacie więc, czy było warto iść do szpitala? Moim zdaniem mimo wszystko było warto, dzięki temu dowiedziałem się bowiem, że konieczna będzie szybka wizyta u dobrego fachowca, czyli innymi słowy wizyta w prywatnym gabinecie ortopedy. Jak sami widzicie, nie mogę zaliczyć wizyty w szpitalu do udanych, a co więcej z czystym sumieniem stwierdzam, że nie dość, że mi nie pomogli, to jeszcze nabawiłem się wielu dodatkowych mikro urazów, o których dowiedziałem się później, kiedy dostałem się w ręce odpowiednich specjalistów, ale o tym wkrótce...Ciąg dalszy znajdziesz tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz