Zapinamy pasy i startujemy z kolejną, tym razem poniekąd szczęśliwą odsłonę przygody z moim kolanem, jednak równie bolesną co w poprzedniej części (znajdziesz ją tutaj). Moje szczęście polegało na tym, że trafiłem na wyjątkowo ciepłych i życzliwych ludzi w moim klubie sportowym. To oni pomogli mi dostać się do bardzo dobrego, bardzo obleganego i... bardzo drogiego fizjoterapeuty. Okazały się to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu, ale o tym później.
Przyjmował on jedynie w swoim prywatnym gabinecie, gdzie chociaż za wizytę trzeba było słono zapłacić to czas oczekiwania był, jak na prywatne wizyty, zaskakująco długi. Spowodowane było to bardzo dużą ilością pacjentów, którzy zamiast dostać się od razu do innego fizjoterapeuty, woleli zapisać się na wizytę tutaj i czekać na nią nawet trzy tygodnie. Wynikało to również z sumienności samego fizjoterapeuty, który na jednego pacjenta poświęcał stosunkowo dużo czasu, nieco ponad godzinę.
Dzięki staraniom mojego trenera, jak również wspaniałego kierownika drużyny, udało się załatwić wizytę po dwóch dniach, czyli na wtorek (w sobote mecz i kontuzja, w niedziele wizyta w szpitalu, wtorek fizjoterapeuta). Co ciekawe i wydaje mi się, że niesamowicie istotne dla mojego zdrowia, fizjoterapeuta zadzwonił do mnie w poniedziałek, czyli dzień przed wizytą i nakazał mi natychmiastowe...
zdjęcie gipsu!!! Moje zdziwienie było nie do opisania. Nie wiedziałem wówczas, jak szkodliwe było to ciężkie i ograniczające mnie ustrojstwo. W ten oto sposób, z pomocą mojej mamy, rozcięliśmy gips i odczułem natychmiastową ulgę.
Zapewne ciekawi jesteście, dlaczego tak szkodliwy dla mojego zdrowia był ten nieszczęsny gips i skąd ta ulga po jego zdjęciu - już tłumaczę. Otóż założenie gipsu na wyprostowane kolano i unieruchomienie go w ten sposób było katorgą! Przypominam, że po urazie nie byłem w stanie w pełni wyprostować stawu, a wstawienie go do gipsu w takiej właśnie pozycji było nie do zniesienia i wywoływało ciągły ból. Również ciężar gipsu dawał o sobie znać. Przejście z łóżka do ubikacji było bardzo męczące, gdyż pomimo korzystania z kul moja pachwina była mocno obciążona, a to z takiego powodu, że musiała dźwigać nie tylko ciężar mojej nogi, ale także ciężar całej gipsowej konstrukcji (więcej na temat radzenia sobie z nadwyrężoną pachwiną znajdziesz tutaj). Gips wywoływał również liczne obtarcia, ponieważ w niektórych miejscach ściskał moją nogę, podczas gdy w innych pozostawiał wolną przestrzeń. Utrudniony był też odpływ powietrza, ale nie miało to już chyba wpływu na moje zdrowie, pozostawiało tylko spory dyskomfort.
Po zdjęciu gipsu wyraźnie mi ulżyło, ale musiałem teraz bardziej uważać na swoją biedną nogę. Nic nie chroniło jej od niebezpieczeństw i uderzeń. Musiałem sam pamiętać o zachowaniu odpowiedniego kąta w kolanie, jednak nie było to trudne, gdyż przy każdej nawet nieświadomej próbie zmiany kąta, ból przypominał mi o tym, że nie powinienem tego robić. Wydaje mi się, że jedyny problem stanowiło spanie. Tak, zdecydowanie. przed snem byłem pełen obaw, czy przez przypadek nie zrobię sobie krzywdy. Niestety zbyt późno odkryłem, że gips z powodzeniem można zastąpić ortezą stawu kolanowego, której stosowanie nie wpływa niekorzystnie na kolano, a dzięki niej można je z powodzeniem chronić. U mnie wszystko skończyło się dobrze. Doczekałem wizyty u fizjoterapeuty w stanie być może lepszym, a na pewno nie gorszym, niż po wyjściu ze szpitala. O wizycie u tego wspaniałego specjalisty opowiem już jutro, trzymajcie się ACL-owicze ;)
Ciąg dalszy znajdziesz tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz