Witajcie;) dzisiaj opowiem Wam, ile trwa i jak dokładnie wygląda pobyt w szpitalu przed operacją kolana oraz tuż po niej. Dam również kilka rad, czego się wystrzegać w publicznych szpitalach. Ogólnie mówiąc, jak maksymalnie wykorzystać czas spędzony w szpitalu, zadbać o swój tyłek i unikać nieprzyjemności. W poprzedniej części (znajdziesz ją tutaj) zwracałem uwagę na rehabilitację przedoperacyjną. Teraz przedstawię, jak wygląda pobyt w szpitalu oraz emocje, towarzyszące tuż przed operacją i po operacji. Zacznijmy jednak od początku...
Składając w szpitalu kilka miesięcy wcześniej dokumenty kwalifikujące nas na operację kolana, czyli całą dokumentację medyczną na temat urazu oraz skierowanie na operację (wypisane przez lekarza - najlepiej tego, który będzie przeprowadzał operację), dowiadujemy się o dokładnym terminie, w jakim musimy stawić się na oddziale ortopedii. W moim przypadku podana była nawet godzina, o której musiałem przyjechać. Stawiłem się o godzinie ósmej rano. Zgodnie z zaleceniem byłem na czczo. Czekało mnie kilka papierkowych załatwień, po czym pokazano mi moje łóżko. Na sali miałem dwóch sąsiadów, którzy byli już po operacji. Dzięki temu dowiedziałem się, jak ciężki będzie mój stan po zabiegu i mogłem się zawczasu na to jak najlepiej przygotować.
Rozpakowałem swoje rzeczy - nawet nie domyślasz się, co okazuje się niezbędne w szpitalu! Informację o tym, co należy zabrać do szpitala, znajdziesz tutaj.
Ponudziłem się chwilę i zostałem wezwany na badania. Pobrano mi krew, zmierzono temperaturę, zrobiono zastrzyk w brzuch - był to lek przeciwzakrzepowy i powiedziano, że teraz mogę coś zjeść - będzie to mój ostatni posiłek przed operacją. Była to pora obiadowa, więc jak każdemu pacjentowi, mi też przysługiwał darmowy szpitalny obiad. Grzecznie odmówiłem i skierowałem swoje kroki do szpitalnej stołówki/bufetu. Takiej, w której jedzą obiady lekarze. Myślę, że znajdziemy taką na terenie każdego szpitala. Oczywiście za ten obiad musiałem zapłacić, ale za to wybrałem dowolne danie, które było o niebo smaczniejsze i większe, niż darmowe obiadki dla pacjentów szpitala.
Kiedy wróciłem na swoje łóżko, niemal natychmiast zostałem wezwany na...
konsultacje z anestezjologiem. Sympatyczna pani przeprowadziła ze mną wywiad. Pytała o różne fakty z mojego życia - czy jestem na coś uczulony, jakie leki biorę, bądź brałem w niedalekiej przeszłości.
Najistotniejszym pytaniem było jednak to dotyczące operacji. Mogłem wybrać sobie sposób znieczulenia. Do wyboru było całkowite uśpienie na czas operacji, bądź znieczulenie częściowe, aplikowane wielką igłą w kręgosłup do spółki z "głupim jasiem" - jesteś przytomny, ale nie bardzo wiesz, co się wokół Ciebie dzieje. Zdecydowałem się na całkowite uśpienie. Resztę dnia spędziłem na wędrówkach po szpitalnych korytarzach. Kierowała mną czysta ciekawość, co jest za rogiem, co jest na następnym piętrze.
Następnego ranka, czyli w dniu operacji kolana, obudzono mnie wcześnie rano w celu zbadania temperatury i wykonania zastrzyku przeciwzakrzepowego w brzuch. Już wkrótce zastrzyki przeciwzakrzepowe miały stać się dla mnie chlebem powszednim, ale o tym kiedy indziej. Następnie sprezentowano mi dwa czopki, które miałem sobie niezwłocznie zaaplikować w wiadomym miejscu. Co prawda z lekkim oporem psychicznym, ale wykonałem zadanie. Czas mijał wolno, a ja nie mogłem doczekać się operacji.
W końcu przyszła miła pielęgniarka i powiedziała, że mam pół godziny na bardzo dokładne umycie się i zabierają mnie na blok operacyjny. Byłem podekscytowany! Wierzyłem, że wraz z operacją skończą się moje problemy zdrowotne. Odczułem też zaniepokojenie - myśl, że przez kilka miesięcy po operacji będę musiał obchodzić się z nogą, jak z jajkiem, hamowała mój optymizm. Umyłem się, przebrałem w specyficzne, operacyjne ciuszki i z całym łóżkiem pojechałem do jakiegoś gabinetu, gdzie założono mi wenflon. Dalej akcja potoczyła się niezwykle szybko. Trafiłem na salę operacyjną, gdzie panowała wspaniała atmosfera. To właśnie w tym momencie utwierdziłem się w przekonaniu, że jestem w rękach fachowców. Cały zespół był zrelaksowany, nawiązywał ze mną kontakt. Czułem, że w tej chwili jestem dla tych ludzi najważniejszy na Świecie. W tle leciała muzyka, zdaje się że porządny rock. Zapewne pomagał zrelaksować się lekarzom. Wszyscy byli dla siebie mili. Widać było, że współpraca w takim gronie sprawia im radość. Pani anestezjolog, którą zapoznałem dzień wcześniej, ciągle wypytywała mnie o to, jak się czuję. Była aniołem stróżem tej operacji. Byłem spokojny i zrelaksowany. Mogę nawet szczerze powiedzieć, że zadowolony. Nałożono mi maskę i kazano mocno oddychać. Po raz kolejny zapytali mnie, czy na pewno do operacji jest lewe kolano. Przytaknąłem i zacząłem odpływać w krainę snu wywołanego wdychanym... czymś.
Obudziłem się. Nic mi się nie śniło i miałem wrażenie, że spałem ledwo minutę. Bardzo się myliłem. Już było po operacji. Nie czułem bólu. Czułem chłód. Było bardzo zimno. Leżałem na sali pooperacyjnej, która przez swoja niską temperaturę, ubogi wystrój, ilość łóżek i śpiących na nich bez ruchu ludzi, przypominała mi kostnicę. Chciałem spojrzeć na swoją nogę, więc z trudem dźwignąłem głowę, ale okazało się, że jestem przykryty zielonym prześcieradłem. Nie byłem w stanie się więcej poruszyć. Zasnąłem. Ponownie ocknąłem się dopiero w drodze na oddział ortopedii. Trafiłem spowrotem do sali, gdzie po przyjściu do szpitala wskazali mi łóżko i się rozpakowałem. Czekali tam na mnie rodzice. Starałem się im coś powiedzieć, jednak zamiast słów, z moich ust wydobył się jakiś bełkot. Nic nie bolało. Poczułem się spragniony i zmęczony. Znowu zasnąłem.
Ciąg dalszy znajdziesz tutaj
Witaj mam na imię Agnieszka i mam podobny problem 'kolanowy' zerwane więzadło poboczne piszczelowe i krzyżowe przednie. Jakiś koszmar. Poboczne zostało zoperowane na szybko po uraznie natomiast krzyżowe do rekonstrukcji po zagojeniu pobocznego. Uziemili mnie w gips od kostki do kolana bo ponoć trzeba ustabilizować kolano na 3 tygodnie a potem orteza na następne 3. Po rehabilitacji będę się zastanawiała nad rekonstrukcją drugiego więzadła ale mam wątpliwości co do wyboru lekarza i kliniki. Mieszkam w Sanoku a chwalą sobie Piekary Śląskie lub Rudną Małą koło Rzeszowa jeśli chodzi o rekonstrukcje więzadeł. Rehabilitację rozpoczynam dopiero 6 Października a operację miałam robioną 18 Sierpnia. Do tej pory niezabardzo wiem jakie ćwiczenia mam wykonywać aby nie utracić sprawności mięśni.
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko! Przede wszystkim nad rekonstrukcją więzadła krzyżowego (najważniejszego w kolanie) nie zastanawiaj się, trzeba ją koniecznie zrobić, bo inaczej z biegiem lat pojawi się zwyrodnienie stawu i wizja endoprotezy kolana, co jest, krótko mówiąc, przerażające. Pragnę zacząć od doradzenia Ci lekarza - w Twoim rejonie chciałbym z całego serca polecić szpital w Mielcu i doktora - nie chce podawać tutaj nazwiska, ale podpowiem, że jest ordynatorem oddziału ortopedii w tamtejszym szpitalu. Oczywiście operacja będzie finansowana przez NFZ. Co do wzmocnienia mięśni, to na tym etapie liczy się przede wszystkim napinanie mięśnia czworogłowego przy wyprostowanej w kolanie nodze, leżąc przy tym na plecach. Kilka serii dziennie, po 10-15 powtórzeń w każdej. Próbuj także dźwigać nogę w powietrze i utrzymać ją w takiej pozycji kilka sekund. Mam nadzieję, że pomogłem;) Życzę przede wszystkim wytrwałości, bo dobrze wiemy, że przed nami długa i ciężka droga. Niedługo zamieszczę filmiki z dokładnymi ćwiczeniami wzmacniającymi potrzebne mięśnie. Trzymaj się Agnieszko i napisz do mnie wkrótce co tam u Ciebie!
UsuńPrzy problemach z poruszaniem się związanych z urazem kolana, bardzo pomocna może być laska ortopedyczna.
OdpowiedzUsuńUrazy i kontuzje kolan, stóp trzeba jak najszybciej diagnozować i leczyć, zarówno farmakologicznie jak i operacyjnie. Pomocne w sprawnym powrocie do zdrowia będą także ćwiczenia rehabilitacyjne i zabiegi. Należy je wykonywać zgodnie z zaleceniami lekarza.
OdpowiedzUsuń